czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 1.

Grzeczna dziewczynka

Heather siedziała na schodach przed szkołą. Słońce strasznie grzało i było jej gorąco w płaszczu. Wbrew pozorom grudzień w Mayfall był gorący. Maine zwykle kojarzyło się z zimą, granicą z Kanadą, ogromnymi mrozami, ale tak naprawdę ta zima w Maine nie miała w sobie nic z poprzedniej, naprawdę mroźnej.
Potarła dłońmi twarz i westchnęła. Rok szkolny nie zaczął się ciekawie. Zabawa już we wrześniu sprawiła, że do głowy przychodziły kolejne pomysły – i tak przez cały wrzesień, październik, listopad i grudzień. Dowodem na to była chociażby jej aktualna sytuacja. Ojciec przed chwilą wszedł do paszczy lwa. W sumie nie to było najgorsze. Wyjście z niej będzie prawdziwą katastrofą – oczywiście dla Heather. Ojciec w końcu zwolni swoje emocje, w domu matka również nie popuści, a ona będzie musiała znosić ich narzekanie przez mniej więcej tydzień.
Czasami zastanawiała się, dlaczego zaczynała tą zabawę. Ilekroć próbowała skończyć z etykietą najzabawniejszej osoby w szkole i największego kawalarza, tylekroć dwa razy więcej pomysłów na zabawne dowcipy przychodziło jej do głowy. Ludzie domagali się wrażeń, a dobrze wiedzieli, że tylko ona jest w stanie zdobyć się na odwagę i narazić dyrektorowi.
No, i naraziła się. Tym razem na serio, chociaż zupełnie niesłusznie. Zarzuty kierowane przeciwko niej były jednym wielkim kłamstwem, a za całą zabawę powinny odpowiadać właściwe osoby.
Zacisnęła dłonie na włosach i jęknęła. Sprawdziła godzinę na telefonie, dochodziło wpół do czwartej. Niemożliwe, żeby ojciec siedział w gabinecie dyrektora już dwadzieścia minut. Zaczęła bawić się sznurówkami i przypinkami na torbie. Próbowała połączyć się z Internetem w telefonie. Zaczęła grać w jakąś głupią grę, ale była nudna i ją wyłączyła. Zajęła się wystającymi nitkami z płaszcza – chciała się czymś zająć, żeby nie myśleć o całej popapranej sytuacji.  
Nagle cień człowieka przemknął po płycie chodnikowej tuż przed jej nosem i po chwili obok niej usiadł chłopak. Od razu rozpoznała perfumy i sposób, w jaki opierał ręce na kolanach. Max. Nie wiedziała czy cieszyć się, czy płakać.
Kiedy Max milczał, czuła się naprawdę paskudnie. Ilekroć coś przeskrobała i znów naraziła się dyrektorowi, siadał obok niej i czekał, aż coś powie. Jego obecność i wyczekiwanie wiszące w powietrzu sprawiły, że natychmiast zaczynała się tłumaczyć. Teraz nie chciała tak robić. Nie czuła się niczemu winna. Ba, przecież ona nic nie zrobiła!


- No to się doigrałaś – powiedział po kilku minutach. Aż się zagotowała na dźwięk tych słów. – Nie martwisz się o swój los w szkole?
- O co mam się martwić? – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby i spojrzała na niego z wyrzutem. – Że trzy laski, które nazywały mnie ich przyjaciółką wrobiły mnie w totalny bałagan? Że jestem posądzona o coś, co w ogóle nie miało ze mną do czynienia? Czy może o to, że będę miała wojnę w domu po rozmowie z tatą?
- O twoją przyszłość, Heather – odrzekł. – Twój czas przeznaczony na zabawy z koleżankami przekłada się na oceny. Z takimi wynikami nie dostaniesz się na żadną uczelnię, nawet najsłabszą. Zachowanie też wypada słabo w porównaniu z poprzednimi latami w szkole. Nie wiem jak wyobrażasz sobie swoje życie za kilka lat, ale radziłbym ci zastanowić się nad…
- Och, przestań, zamknij się! – warknęła. – Jeszcze mi brakuje moralizatorskich gadek w wykonaniu Maksa Jordana!
Kątem oka zauważyła, że Max lekko wzdycha.
- Ktoś powinien ci je prawić.
- Mówisz zupełnie jak dyrektor – westchnęła i odwróciła od niego głowę, aby dodać ciszej: – No tak, zapomniałam, że to twój ojciec.
Dźwięk wydany przez Maksa przypominał ciche parsknięcie.
- Nie rób ze mnie swojego wroga.
- Na razie twój ojciec robi sobie wroga ze mnie. Oskarża mnie o coś, czego nie zrobiłam!
- Heather, spójrz prawdzie w oczy! – uniósł się. Zaskoczona tonem jego głosu Heather popatrzyła na swojego chłopaka. Jego spojrzenie było absolutnie poważne, ton nieznoszący sprzeciwu, a emocje z całego dnia sprawiły, że wyglądał na bardzo wkurzonego. Nawet blond loczki, które zawsze przywodziły jej na myśl aniołka, nie łagodziły sytuacji. – Przez twój wybryk jedna dziewczyna trafiła do szpitala, a dwie wpadły w totalną panikę. Gdyby nie śmiech twoich przyjaciółek w szkole pewnie wybuchłoby niemałe zamieszanie!
- Ach, tak? - Uniosła wysoko brwi i ściągnęła usta w wąską kreskę. – Więc bronisz je? Dobrze wiedzieć po czyjej stronie się powiadasz.
Max ścisnął palcami nasadę nosa i zamknął oczy.
- Nikogo nie bronię. Po prostu uświadamiam cię. To, co zrobiłaś, mogło wpłynąć na całą…
- Chryste, Max! – zerwała się ze schodów, stanęła i wczepiła palce we włosy. – Ty mnie w ogóle nie słuchasz! Jesteś dokładnie taki sam jak twój ojciec! – Max wciągnął powietrze do płuc, gotów obronić pana Jordana, ale Heather przerwała mu: - Nie, Max, nie zaprzeczaj. Nie wiesz jak było, a i tak mnie oceniasz. Przekazujesz tylko to, co wymyśliły dziewczyny, że to ja zaplanowałam, ja wykonałam, ja rozsiałam panikę i to przeze mnie Miley zemdlała. Myślałam… - odgarnęła opadające na oczy włosy – myślałam… że chociaż ty się za mną wstawisz. Tymczasem nie mogę liczyć nawet na własnego chłopaka, który wszystkie życiowe mądrości kopiuje od ojca.
Max również wstał. Wbił dłonie do kieszeni spodni i oparł się o poręcz schodów.
- Wiesz, że się o ciebie martwię, Heather – spojrzał na nią czule. Niestety ta czułość na nią nie podziałała. Słowa Maksa wciąż brzmiały w jej uszach. Chociaż stała na stopniu wyżej, to i tak była niższa od Maksa. – Nie chcę, żebyś miała później wyrzuty sumienia, że mogłaś coś osiągnąć, a tego nie zrobiłaś. Masz jeszcze czas i możesz się zmienić.
- Nie, Max – Heather pokręciła głową. – Ty chcesz mieć pilną, grzeczną dziewczynę, a nie kogoś takiego jak ja.
Głośne rozmowy dochodzące z wnętrza szkoły sprawiły, że oboje odwrócili głowy w stronę wejścia. W progu drzwi zatrzymały się trzy dziewczyny: blondynka o bujnych, kobiecych kształtach, wąskim nosie i szarozielonych, małych oczach, druga z nieco ciemniejszym odcieniem blondu, rudymi pasemkami, krótkimi włosami, grzywką i z ładnie podkreślonymi, dużymi oczami oraz trzecia, najwyższa, z czarnymi falami sięgającymi wcięcia w talii, o piwnych oczach i ładnych, pełnych ustach. Clara, Allys i Pheobe. Jej „przyjaciółki”.
Przez chwilę stały i patrzyły się na Heather. Dziewczyna nie zauważyła u nich żadnego zachowania wyznającego skruchę, wyrzuty sumienia czy współczucie. Zerknęły na siebie jedna po drugiej. Heather splotła ręce na piersi i wlepił wzrok przed siebie, w latarnię na szkolnym parkingu. Zacisnęła mocno usta. W końcu Pheobe ruszyła pierwsza. Mijając ich rzuciła tylko:
- Cześć, Max!
Max zdobył się na lekki uśmiech i odpowiedział im kiwnięciem głowy. Heather udawała, że obecność dziewczyn wcale ją nie obchodzi. Tak naprawdę w głębi duszy czuła potężne rozrywanie. Jej znajomość z Clarą, Allys i Pheobe runęła jak powalony wybuchem mur. To, co zrobiły, przechodziło ludzkie pojęcie. Starała się zapanować nad sobą, Max chyba tego też po niej oczekiwał, bo patrzył na nią uważnie, ale nie wytrzymała i krzyknęła za nimi:
- Pozdrówcie rodziców! Mam nadzieję, że wkrótce dowiedzą się, jakie to fajne uczucie siedzieć w gabinecie dyrektora!
Max drgnął i syknął cicho:
- Heather, nie zaczynaj.
Pierwsza zatrzymała się Pheobe. Clara i Allys odwróciły się zaraz po niej. Cała trójka patrzyła na nią z dołu. Heather zadarła podbródek.
- Oby twój tata powiedział im, jak tam jest. Chyba on częściej tam przesiaduje, prawda? – uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na Maxa. – Max, twój ojciec jeszcze nie zaproponował jej mieszkania u was? Nie musiałby za każdym razem ściągać jej rodziców do szkoły. Mogłaby dostawać opieprz na miejscu.
- Pheobe, zamknij się – jęknął Max. – A ty Heather…
Heather odepchnęła go ręką i stanęła naprzeciw Pheobe.
- Jestem na tyle wychowana, że nie spraszam swojego chłopaka co noc do siebie. Jakoś wątpię, żebyście co wieczór oglądali filmy i rozmawiali. Twój obecny chłopak chyba wie, że nie jest pierwszym poznającym twoją sypialnię, prawda?
- Heather! Przestań! – Allys stanęła obok Pheobe.
- Co to ma znaczyć?! – Pheobe zmrużyła oczy.
- No tak, królowa podrywania, łamaczka serc i mistrzyni flirtu nie może pozwolić sobie na zepsucie reputacji, dlatego winę za szkolne dowcipy zrzuca na tą, która i tak ma już zawalone konto u dyrektora, nie? Nie ma to jak przyjaźń, prawda? Pogrążanie niewinnych jest tak bardzo w twoim stylu.
Pheobe stanęła na pierwszym stopniu, twarzą w twarz z Heather.
- Zastanów się nad sobą, Heather. Ludzie cię nie lubią. Próbujesz zaistnieć między nimi swoimi głupimi kawałami, ale coś ci to nie wychodzi, sama przecież widzisz. Myślisz, że Miley będzie się chciała do ciebie odzywać? Myślisz, że w szkole pogratulują ci kolejnego udanego dowcipu? Jesteś żałosna – dźgnęła palcem powietrze – i nie zmieni tego ani fakt, że się z nami przyjaźniłaś, ani to, że twoim chłopakiem jest syn dyrektora.
- Przynajmniej nie jestem dziwką – syknęła.
Siła uderzenia sprawiła, że omal nie runęła na schody. W ostatniej chwili złapał ją Max, który ochronił Heather przed ostrymi stopniami. Zapanowała dziwna cisza. Policzek zaczął ją niemiłosiernie piec. Zszokowana Heather dotknęła go, czując wzbierające się pod powiekami łzy. Clara i Allys zaczęły odciągać Pheobe w stronę jej samochodu. Heather wyrwała się z uścisku Maksa i zaczęła szybko iść przez parking.
- Dziwki nigdy nie będą mogły liczyć na szacunek! – krzyknęła za nimi. Pheobe jeszcze na chwilę odwróciła się, aby pokazać jej środkowy palec i zniknęła we wnętrzu swojego samochodu. – Są skończonymi kur…
- Heather, koniec! Uspokój się! – Max podbiegł i chwycił ją za łokieć, odwracając twarzą do siebie. Znów próbowała wyszarpnąć się z jego ramion, ale mocno chwycił ją w talii, a drugą ręką unieruchomił jej brodę. Teraz zauważył czerwony ślad na policzku i płynące łzy. – Boże, do czego to wszystko doprowadziło?
Nie chciała, żeby ktoś ją pocieszał, ale nie była w stanie wyplątać się z uścisku. Max przygarnął ją do siebie i przytulił, lecz to nic nie pomogło. Chciała tylko chwycić kamień i rzucić nim za odjeżdżającym chevroletem Pheobe. Te kretynki Clara i Allys nawet jej nie powstrzymały. Zawsze trzymały jej stronę, wierne jak pieski, wesoło merdające ogonami, kiedy je chwaliła, lub kulące się ze strachu, gdy chciała się na nich wyżyć. Ona zawsze była wrogiem. Heather nie dawała sobą pomiatać jak Clara i Allys, dlatego stanowiła zagrożenie dla Pheobe. Kiedy ta na nią darła się z powodu złego humoru, Heather odpowiadała jej dwa razy głośniej. Rozdarte między nimi Clara i Allys nigdy nie umiały wybrać ani nawet obronić się przed atakami Pheobe, a kiedy dochodziło do poważnych starć między Pheobe a Heather, zawsze starały się łagodzić sytuację. Pieprzone gołąbki pokoju. Ofiary losu. Laleczki sztucznej, pokręconej Pheobe.
- Puść mnie, Max. Proszę – powiedziała. W połowie zdania załamał się jej głos, ale wciąż utrzymywała ten swój władczy ton osoby wyjątkowo upartej.
Max spełnił jej polecenie i wypuścił ją z ramion. Heather otarła łzy grzbietem nadgarstka i przeczesała dłonią skołtunione przez lekki wiatr włosy.
- Co teraz będzie? – zapytał. – Jak chcesz to rozegrać?
Ostatni raz pociągnęła nosem. Weszła na schody, chwyciła torbę i zeszła z nich, zatrzymując się na chwilę obok Maksa. Poprawiając pasek torby, powiedziała:
- Nic nie będzie, Max. Zrobię wszystkim tą przyjemność i przeniosę się do innej szkoły – oczekiwała, że Max zdziwi się, ale on tylko oparł ręce na biodrach i popatrzył na nią ze złością, zaciskając usta w wąską kreskę. – Ludzie ode mnie odpoczną, nie będę działała twojemu ojcu na nerwy, reputacja Pheobe nigdy nie zostanie naruszona, a ty… - próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego smutny, bliżej nieokreślony grymas – może znajdziesz lepszy materiał na dziewczynę.
Kątem oka zauważyła, że ktoś staje w progu wejścia do szkoły. Ojciec schodził po schodach z marsową miną. Widać, że nie pomyliła się co do swojej przyszłości.
- Heather, musimy porozmawiać – powiedział na dzień dobry.
Ale ona odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Nie odwróciła się, chociaż Max i ojciec co chwilę ją wołali. Nie wiedziała, czy złościć się, czy płakać. Zamiast po wyjściu z bramy skręcić w prawo, obrała drogę w przeciwnym kierunku.

Jeśli chcesz zburzyć fragment muru, to i tak sąsiednie cegły zostaną naruszone. 



4 komentarze:

  1. Może się nie znam ale jak dla mnie GENIALNE! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniałe, czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Gaba ja już czekam na następne rozdziały i jestem baaardzo ciekawa co się dalej stanie! Pisz, pisz i pisz coraz więcej :*

    OdpowiedzUsuń

Będę Wam wdzięczna za komentarz. Liczy się dla mnie każda opinia!