piątek, 24 stycznia 2014

Prolog

Do samego końca

Cisza zawsze towarzyszyła mu podczas pisania. Była najlepszą weną twórczą. W ciszy tak wiele mógł jej powiedzieć, a ona tyle mogła usłyszeć: wszystkie jego myśli, wątpliwości, wahania, smutki i koszmary… Nawet ten pożółkły papier i pióro pamiętające lepsze czasy nic nie znaczyły. Pisał dla niej, ale również dla siebie, aby nie zapomnieć jej imienia, nie oddać w niepamięć tylu wspomnień, pielęgnować jej cząstkę, która w nim została i ciągle oszukiwać się, że tak naprawdę wszystko jest w porządku. Ludzie przecież wciąż piszą listy, nawet nieświadomie.
Krzesło zaskrzypiało, kiedy poprawił się i przyjął wygodną pozycję do pisania. Pióro dostał od niej, papier był jego. Nawet teraz, tyle lat po rozstaniu, tworzyli niesamowitą parę, zapisując się w historii świata. Przez chwilę zastanawiał się od czego zacząć. Wspomnieć na samym początku o miłych chwilach czy od razu przejść do konkretów?
W końcu stalówka dotknęła kartki i poruszyła się w rytmie jego myśli.

Coś szturchnęło go w kolano. Był to lekki dotyk, ale natychmiast wyrwał go ze snu i zbudził. Omal nie spadł z krzesła, na którym siedział od kilku nocy i czuwał przy łóżku żony. Przetarł oczy i spojrzał na starą, kobiecą dłoń naznaczoną odciskami, plamami i zmarszczkami. Marlene położyła ją na jego nodze, jak gdyby chciała sprawdzić, czy wciąż przy niej jest. Oczywiście, że był, przez całe czterdzieści jeden lat małżeństwa, aż do dzisiaj.
Nie otworzyła oczu. Leżała wśród puchowej pościeli w drobne, herbaciane różyczki, którą dostali od matki Marlene na dziesiątą rocznicę ślubu. To był maj 1954 roku. Marlene wydawała się taka drobniutka na tle ogromnych poduch i potężnej kołdry. Oddychanie przychodziło jej z trudem. Odniósł wrażenie, że robi na złość swojemu ciału oraz chorobie i uparcie jeszcze oddycha. Ale taka była Marlene, zawsze walczyła do końca.
Przez chwilę wpatrywał się w jej drobną rękę leżącą na jego kolanie. Czterdzieści jeden lat temu były gładkie i zadbane. Zawsze przesadnie gestykulowała i nawet teraz widział małą, kipiącą ze złości Marlene wymachującą rękami, kiedy na niego wrzeszczała. Chociaż minęło blisko pół wieku wciąż je kochał.
- Leo? – szepnęła.  

Bywały dni takie jak te, kiedy wydawało się, że życie jest normalne. Wahadłowy zegar wyglądał jak zawsze, w promieniach słońca wpadających do domu widać było unoszący się kurz, w zlewie leżały naczynia (wśród nich jego ulubiona granatowa filiżanka), na parapecie stały kwiaty, o których obecność zawsze dbała Marlene… Aż trudno pomyśleć, że miałby to wszystko za chwilę zamknąć na cztery spusty.
Ręka nie zatrzymywała się ani na chwilę. Krzywe od pracy palce ściskały pióro i podążały wzrokiem za pochyłymi literami. „W takie dni myślę, że świat znów jest piękny i do szczęścia nie brakuje mi nic. Po prostu wyczuwam Twoją obecność. Stoisz nade mną i zaglądasz przez moje ramię, aby zobaczyć co też piszę i do kogo. Zawsze byłaś ciekawska. Czuję twój zapach. Znów widzę Twoje włosy, gęste, kręcone i jasne. Ale potem poprawiam się na krześle i już Cię nie widzę, bo rozpływasz się w powietrzu, a ja po raz kolejny zostaję sam. Znikasz tak jak tamtego dnia; chociaż długo, to jednak nagle.”
Przerwał, aby wyjrzeć przez okno. Zaraz pod dom przyjedzie ta przeklęta, biała furgonetka. Musi się pospieszyć… ale tyle chciał powiedzieć Marlene.

- Leo – Marlene uśmiechnęła się. To również przychodziło jej z trudem. – Chce ci się jeszcze tutaj siedzieć?
- Kochanie, nie mów tak głupio – Leo nachylił się, aby lepiej go słyszała. – Mogę ci jakoś ulżyć w cierpieniu? Może chciałabyś się napić, albo…
Marlene okropnie zakaszlała. Leo zacisnął powieki i powstrzymał się od tego, żeby nie rozpłakać się. On nigdy przy niej nie płakał. Nie chciał, żeby w ostatnich chwilach swojego życia Marlene miała zobaczyć jego łzy.
- Jest jedna rzecz – wycharczała Marlene.
- Słucham cię.
- Pod szafą – powiedziała, uniosła wolno rękę i palcem wskazała ogromną, dębową szafę na śmiesznych nóżkach. Mebel liczył sobie już czterdzieści lat, ale ani Marlene, ani Leo nigdy nie myśleli o tym, aby się z nim rozstać.
Leo natychmiast zerwał się z krzesła, padł na kolana i sięgnął ręką pod szafę. Oprócz masy kurzu nie wyczuł tam nic innego.
- Marlene, tam nic nie ma.
- Jest, jest – powiedziała cicho. – Na pewno.
Przybliżył się jeszcze bardziej i mocniej wyciągnął ramię. Po chwili jego ręką dotknęła czegoś kwadratowego. Żeby to wyciągnąć, musiał prawie wejść pod samą szafę. Już chwytał go skurcz mięśni. Mimo to zacisnął zęby i wyciągnął spod szafy pudełko. Oczywiście pokryte kurzem.
Nim zdążył wziąć je do rąk i wstać z podłogi, Marlene już siedziała, oparta o poduszki. Była okropnie blada i chuda. Na sam jej widok Leonardowi pękało serce.
- Proszę – podał jej pudełko.
Marlene ściągnęła z niego ogromne wieko. Leo aż zdziwił się. W środku znajdowały się listy, mnóstwo listów. Były tam najróżniejsze koperty we wzorki lub gładkie, a także luźno wrzucone, zapisane kartki, żółte, stare i kruche, jak oni sami. Marlene wyciągnęła jeden spośród kilkudziesięciu, podała go mężowi i znów opadła na poduszki.
- Przeczytaj ten.
Leo wyciągnął list z koperty. Rzucił okiem na datę. Sierpień 1942, rok przed ich ślubem. Nagle poczuł się taki mały, pusty i pozbawiony życia. Łzy stanęły mu w oczach. Nie wiedział, że Marlene przechowuje jego listy do niej. Ta kobieta zawsze go zaskakiwała.
Odchrząknął.
- „Drogi Leonardzie” – zaczął – „cieszę się, że mogłam Cię poznać. To niesamowite, że mamy tyle wspólnych tematów i oboje wiemy czym jest ciężkie życie. Nikomu nie zwierzam się na pierwszych spotkaniach, ale… Ty byłeś moim pierwszym (i jedynym) wyjątkiem. Mam nadzieję, że dotrzymasz danego mi słowa i nie powiesz o tym nikomu.” – Leo otarł grzbietem nadgarstka oczy. Spojrzał na Marlene. Jego żona leżała, ciężko oddychała i patrzyła się w sufit. – „Lato dobiega końca, czas wracać do domu. Na pewno przyjadę tu wkrótce. Obyśmy się znów spotkali. Chciałabym z Tobą ponownie rozmawiać całe popołudnie o książkach, kotach i zachodach słońca w Mayfall. Życie jest takie interesujące, a my – pomimo złych doświadczeń – możemy powiedzieć o nim tak wiele dobrego. Ale najważniejsze to zawsze podnosić się po upadku. To największa część naszego sukcesu, czyż nie tak jest? Czuję, że jeszcze wiele tematów przed nami. Może tym razem nie będziemy mówić o śmierci i rozstaniach, a o czymś dużo weselszym. Do zobaczenia, Marlene Wyatt.”
Kiedy skończył czytać, zauważył, że Marlene już nie oddycha.


11 komentarzy:

  1. "Kiedy skończył czytać, zauważył, że Marlene już nie oddycha."
    Zapowiada się ciekawie i mam nadzieję, że dalej tak będzie ; )

    Pozdrawiam, Anath

    OdpowiedzUsuń
  2. trochę mi to przypomina Pamiętnik, ale piszesz cudownie, dokładnie tak jakbym chciała. czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeej <3 Już mi się podoba. Mam nadzieję, że następny rozdział już niedługo? Będę cię dreczyć.
    Ostatnie zdanie... zrobiło mi się smutno. Podoba mi się twój styl pisania. Zaczęłaś w bardzo ciekawy sposób. Chcę. Więcej. Weny!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega mega mega mega! Czekam na dalsza cześć! Szykuje się naprawdę niezła książka*,* Gabi kocham Cię-> jak to Ania stwierdziła^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaaaa O.o Miałam już niemal cały komentarz napisany, a tu shit jeden cofnął i usunął -.- Damn it ! Aż się zbulwersowałam xDDDDDDDDDDDD

    Ale okej, postaram się chociaż część odtworzyć. No więc - jak obiecałam, tak jestem :D Właśnie skończyłam czytać i chciałabym Ci napisać jakie są moje odczucia. Zatem ... Z doświadczenia wiedziałam już, że masz świetny styl, nawet zanim jeszcze tutaj zajrzałam, wiedziałam więc czego się spodziewać :D Mimo wszystko jednak widać, że od tamtego czasu stałaś się jeszcze lepsza, wszystko jest jeszcze bardziej płynne i ładnie opisane :)
    Na razie dużo nie mogę powiedzieć na temat treści, bo jest to tylko krótki prolog, więc komentarz również nie będzie zbyt długi ;)
    Zastrzeżenie mam tylko co do jednego, ponieważ była wzmianka, że Leo "Nie wiedział, że Marlene przechowuje jego listy do niej.", a zaraz potem czyta jej list do niego, więc na tle tego zdania wygląda to jakbyś popełniła błąd :) Poza tym, na Twoim miejscu poprawiłabym troszkę ten list Marlene, by dodać mu płynności :D Znaczy, każdy bohater ma własny styl, każdy wyraża się w inny sposób, ale chyba rozumiesz o co mi chodzi, prawda? :D
    A tymczasem kończę, bo znając moje szczęście zaraz znowu mi coś odwali i wszystko stracę xDDDDDDDDDDD
    Jeszcze tak na koniec - mam nadzieję, że niedługo poinformujesz mnie o rozdziale ! :D W związku z tym życzę Ci dużo weny, czasu, chęci i czego jeszcze potrzebujesz ♥

    Całuski,
    Ang :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, już poprawiam błąd :D Nawet go nie zauważyłam o.O :D List Marlene też poddam korekcie ^^ Dziękuję :*

      Usuń
  7. Zapowiada się ciekawie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :D Podoba mi się Twój styl, przyjemnie się czyta :)
    PS. Mogłabyś wyłączyć weryfikacje obrazkową? ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. ach, zapowiada się cudownie ! : )

    OdpowiedzUsuń
  9. wspaniały początek, mówiłam Ci już kiedyś, ze powinnaś napisać książkę?

    OdpowiedzUsuń
  10. 21 years old Programmer Analyst I Estele Breeze, hailing from Madoc enjoys watching movies like Major League and Flying. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a Ferrari 500 TRC. sprawdz innych uzytkownikow

    OdpowiedzUsuń

Będę Wam wdzięczna za komentarz. Liczy się dla mnie każda opinia!